czwartek, 24 listopada 2011

Oddelegowanie.

No dobra, oddelegowuje frustrację w kąt. Nic się nie zmieniło, nadal wszystko nie tak, ale kątem oka widzę, że Pani Równowaga wciąż tu jest i panuje nad moją przestrzenią osobistą.
Wprawdzie dzisiejszy dzień też był koszmarny, ale za to leki zadziałały i fizycznie jestem bardziej w formie.

wtorek, 22 listopada 2011

Latarnik- Camilla Läckberg

  


   Czytam Camillę Läckberg. W jej książkach jest coś, co mi się podoba, chociaż zawsze znajdowałam powody do czepiania się. Te nieporadności językowe i dialogi, zakończenia z grubej rury... Trochę tez irytowała mnie para głównych bohaterów. Ale zawsze uważałam, że ma całkiem fajne intrygi. Podoba mi się też miasteczko Fjällbaka i tło społeczno -obyczajowe.

   Wygląda na to, że z książki na książkę pisanie idzie jej  coraz lepiej. Przy przedostaniej, Syrence, poczułam, że prawie ją lubię ;) Czytając miałam takie poczucie, jakbym siedziała z ciepłej kuchni i jadła gorące cynamonowe drożdżówki, podczas gdy na dworze jest zimno i ponuro. Co czasem jest bardzo błogie i potrzebne, mimo że na dłuższą metę nie wystarczy ;)

   Latarnik zaskoczył mnie trochę. Może ta książka jest po prostu lepiej napisana, bo w zasadzie nie widzę tych rzeczy, które mnie u niej drażniły. A może już skapitulowałam i przestałam dostrzegać niedoróbki. Mniejsza o to, naprawdę, podobało mi się! Momentami miałam skojarzenia  z Nocną zamiecią Theorina.

    Po dramatycznym zakończeniu poprzedniego tomu na wstępie mamy jego niewesołe skutki. Bohaterowie zmagają się rodzinnym nieszczęściem. Mamy też wątek kobiety, która w dramatycznych okolicznościach uciekła z synkiem do Fjälbakki, a własciwie do leżacej niepodal Gråskär- zwanej Wyspą Duchów. Niebawem pojawia się też trup, miłego i na wskroś porządnego chłopaka. Próby nalezienia motywu kończą się niepowodzeniem. Miedzy rozdziały wpleciona jest też XIX wieczna historia młodej kobiety, żony latarnika na Gråskär. Mamy też dwa inne wątki w tle, oczywiście wszystkie znajdą powiązanie na końcu. I mężczyzn, którzy nienawidzą kobiet. Rozwiązanie zagadki jest natomiast tak makabryczne, że nie mogę się uwolnić od myślenia o tym. I niestandardowo, zakończenie jest normalne, tzn nie w żadnym ekstremalnym momencie. Akcja zamknięta.

   Czyta się to bardzo dobrze. Myślę, że książki Läckberg sa po prostu ciepłe i to równoważy im ewentualne niedostatki. Ponieważ autorka puściła oko do czytelnika i delikatnie zażartowała ze swojego partnera, postanowiłam dowiedzieć się nieco więcej niż było w przypisie.

  Google powiedziało, że autorka ma 3 dzieci, z czego 2 z byłym mężem, z którym zresztą serdecznie się przyjaźni. Ojcem trzeciego i jej obecnym partnerem jest Martin Melin, policjant który przy okazji wygrał pierwszą szwedzką wersję reality show Robinsonowie :) Dodatkowo chętnie poszedł on na urlop tacierzyński, i zaczał prowadzić bloga o ojcostwie, co zaowocowało wydaniem książki. Zerknełam do tego bloga. Jest, co prawda, po szwedzku, ale tłumacz google pomógł. Zauwazyłam, że po moim liźnięciu języka norweskiego rozumiem pojedyncze słowa a nawet niektóre proste zdania szwedzkie:) Jestem zachwycona tym facetem. Z przyczyn osobistych zawsze punktują u mnie ojcowie, który lubi być ojcami i przy okazji pozostają przy tym mężczyznami. Nie znam tego z własnego doświadczenia. Podobnie jak moja 10 letnia córka, więc wychowują ją sama (ale nie narzekamy!) Ciekawie poczytać o skandynawskim modelu wychowania, który zawsze mi sie podobał. Będę go systematycznie podglądać :)

    To wszystko sprawiło, że nabrałam dużej sympatii do autorki. Podoba mi się jej rodzina. I zdjęcia z ich sympatycznego, niezbyt posprzątanego mieszkania. I sypialnia, od góry do dołu wytapetowana książkami. Myślę, że książkowa Erika i Patrik to w bardzo dużym stopniu alter ego autorki i jej męża. Czuję, że od razu bardziej lubię jej książki i słowo daję, nie będę się już czepiać ;)

poniedziałek, 21 listopada 2011

1Q84- Haruki Murakami, tom 3.



   Zaczęłam czytać Murakamiego od opowiadań Ślepa wierzba i śpiąca kobieta.
Wcześniej miałam w ręku jakąś inną jego książkę, ale nie zaiskrzyło i nie przeczytałam. Te opowiadania uwiodły mnie wstępnie piękną okładką (zwracam uwagę:) oraz tytułem. I widocznie musiałam trafić w dobry moment, bo treść też mi się spodobała. I to było dziwne, bo poza małymi wyjątkami, nie lubię opowiadań. Nie lubię również nieprawdopodobnych historii, a niektóre były takie, ale i tak mnie oczarowały.

   Potem zaczęłam go zbierać ( brakuje mi już tylko 3 książek), ale nie mogłam czytać pod rząd. A po Kronice ptaka nakręcacza miałam dwuletnią przerwę. Tak mnie ta książka zmęczyła, chociaż nie mogę powiedzieć, że była zła i doceniam ją.

   Na Murakamiego trzeba mieć odpowiedni nastrój. Trzeba przestawić się na inny tryb czytania. Po tej przerwie przeczytałam Norwegian Wood i miałam straszna ochotę na więcej. Akurat kupiłam dwa tomy najnowszej 1Q84 i zaczęłam czytać. 

   Ta książka mnie wprost omotała. Zaczarowała i oczarowała. Czułam się jakbym była pokryta delikatną pajęczyną tego kilmatu, akcja wciągnęła mnie bez reszty i momentami bałam się, czytając.

   1Q84 to kilka splatających się wątków. Jest historia płatnej morderczyni Aomame, która na zlecenie właścicielki ośrodka dla maltretowanych kobiet wysyła na tamten świat ich oprawców. Ale właściwie nie robi tego dla pieniędzy. Jest nastoletnia, dziwaczna dziewczyna- Fukaeri, która napisała megahitową książke. Jest ghostwritter owej ksiązki, Tengo, skromny nauczyciel matematyki (Aomame i Tengo znali się w dzieciństwie i przez 3 tomy dążą do ponownego spotkania). Jest sekta, jest kilka tajemnic, jest galeria nietuzinkowych postaci i mnóstwo rzeczy.

   Gdybym miała zwyczaj zapisywania zręcznych sformułowań myśli, na każdej kartce znalazłabym przynajmniej kilka. Piękne są te zdania- obrazy. Każdy szczegół ma sens. Wypełnia tło. Murakami jest dziwny. Jest Japończykiem, który pisze o Japończykach tak, jakby ich obserwował z boku. Jego nierealistyczne zdarzenia to metafory, które można z łatwością rozkodować sobie na własny użytek.

   Ten trzeci tom był chyba najbardziej wyczekiwaną przez mnie książką w tym roku. Jak tylko zaczęłam czytać, było mi żal, że to już koniec tej historii. Zastanawiałam się nawet czy nie odwlec lektury. I chyba powinnam była to zrobić. Okazało się, że już nie pamiętam wielu szczegółów z 1 i 2 tomu, co przeszkadzało. I może taż miałam już tak wygórowane oczekiwania, że to nie była taka lektura, za jaką tęskniłam. Nie to, że mi się nie podobało, bo podobało. Tylko chyba nie mogłam się wystarczająco wczuć. Czytało mi się trochę gorzej niż poprzednie części. Nie odczuwałam tego "zasnucia klimatem", napięcia. Kibicowałam bohaterom, ale jednak wszystko poszło jakoś za łatwo. Za dobrze. I trochę mnie zirytował jeden wątek. Ale i tak uważam, że to znakomita książka. Jest tam parę perełek, np. monologi tajemniczego inkasenta NHK (japońska kablówka), te wszystkie opisy i ciekawy wątek pana Ushikawy, którego (sama się sobie dziwię), było mi okropnie szkoda w 3 tomie. No i muszę odnotować, że nie było literówek. W 1 i 2 tomie aż się od nich roiło, co bardzo razi w tak pięknie wydanej i nietaniej książce.

   Sposób pisania Murakamiego wciąż mnie fascynuje i ciesze się, że mam jeszcze parę nieczytanych książek.

poniedziałek, 14 listopada 2011

Zdzieram głośniki.

Jak to jest możliwe, że ja nie mam tej płyty?



   Niespodziewanie długi weekend mi się przedłużył o dzisiejszy dzień. Miła chwila oddechu.
   Ale zamiast zrobić coś konstruktywnego będę się lenić, czytać i słuchać w kółko tego kawałka ;)

wtorek, 8 listopada 2011

Ziarno prawdy- Zygmunt Miłoszewski

  
   Prokurator Teodor Szacki jest dla mnie najciekawszym polskim bohaterem kryminałów. Od czasu gdy przeczytałam Uwikłanie, bardzo czekałam na ciąg dalszy. W końcu się doczekałam, choć dłużyło się trochę ;) I, na szczęście, nie zawiodłam specjalnie.
  
     W Ziarnie prawdy trafiamy do Sandomierza, gdzie po konkretnym nagrabieniu sobie w życiu postanowił ulokować się, w zasadzie za karę, nasz bohater. Od razu mamy porządnego trupa, a na kolejne też nie musimy długo czekać. Teodor Szacki tropi sprawcę, co krok trafiając na mylne tropy. Mamy nieźle sportretowane postacie wpływowych Sandomierzan, kolegów i koleżanki z pracy i dość plastycznie zarysowane tło. Malownicze miasteczko aż kipi od romansów, skrywanych tajemnic, nienawiści i uprzedzeń.

   Muszę przyznać, że lubię Szackiego, chociaż jest trochę dupkiem ;) Nawet mogę go zrozumieć. Z własnej woli zaprzepaścił wszystko, co ważne. Chwilowo nie ma nic do stracenia, więc w pewnym sensie ma prawo zachowywać się jak idiota. Zresztą to i tak obraca się przeciwko niemu. Chociaz nie wiem, czy na żywo byłabym taka chętna do usprawiedliwiania go. Jestem na takim etapie życia, ze moim ideałem mężczyzny jest ojciec z Drogi McCarthy'ego (choć podobno takich facetów nie ma) ;)

   Muszę też odnotować, że parę razy się naprawdę ubawiłam. Np. w momencie, gdy Szacki zastanawia się, co właściwie powinien zrobić, jeśli zostanie poczęstowany haszyszem przez znajomych jednej ze swych dziewczyn.
Bardzo lubie jezyk autora. Jego skojarzenia, metafory i gierki słowne. To wszystko jest naprawdę dobrej jakości.

   W ogóle Miłoszewski pisze jak Skandynaw. Skonstruował ten sam typ bohatera, nadając mu całkiem realistyczną osobowość. Myślę, że Szacki świetnie by się dogadał z Wallanderem, Hole'm, Erlendurem i innymi. Z łatwością mogę sobie ich wyobrazić, jak piją piwo w jakiejś knajpie i rozumieją się bez słów ;) I tło, społeczne, obyczajowe, polityczne. Bardzo polskie ale jakoś analogiczne dla tych wszystkich  północnych historii. Miłoszewski ma świetne wyczucie tych rzeczy. Chociaż trochę przeszarżował z romansami. Ten z koleżanką z pracy był co prawda godny Blomkvista, ale jednocześnie dość wymuszony i jakiś taki bezsensowy zupełnie.

   Ogólnie książka mi się podobała. Czytało się przyjemnie. Owszem, było trochę nużących momentów, zwłaszcza tych publicystycznych. Ale nie na tyle, żeby się tak bardzo czepiać. I niespodzianka: najsłabszym punktem jest zakończenie! Rozwiązanie sprawy było grubymi nićmi szyte i czułam się rozczarowana. Nawet myślałam, że może pod koniec coś przeoczyłam, lub czegoś nie zrozumiałam. Ale i tak wybaczam! I mam nadzieję, że kolejna część ukaże się nieco szybciej niż poprzednia. I że autor będzie wciąż ewoluował, bo potencjał ma.