Miałam nie pisać o tych książkach, ale jestem na nie bardzo zła i chętnie się tym podzielę.
O Kwiatach na poddaszu Victorii C. Andrews słyszałam wielokrotnie. Dotąd były wydane w Polsce tylko raz, w latach 80-tych, wszystkie 5 części. Nie znałam szczegółów, ale utkwiły mi w głowie jako coś kultowego.
W lutym tego roku zostały wznowione. Chociaż rzadko sięgam po ten typ literatury, postanowiłam sprawdzić cóż to takiego.
Zaczęłam czytać i wsiąkłam momentalnie. Klimat tej książki i temat wydały mi się niebanalne. Miała coś, co nazywam potencjałem hipnotycznym :jest się kompletnie opętanym i czyta jak w amoku, nie bacząc na to, że na przykład trzeba będzie rano wstać. Zawarta na 400 stronach historia czwórki dzieci zamkniętych przez parę lat na poddaszu, tworzących sobie tam własny świat i utrzymujących nadzieję na przetrwanie, a potem odkrywających straszną prawdę, wzbogacona o dość perwersyjny wątek- nie pozwoliła mi na odłożenie książki dopóki nie skończyłam. Byłam strasznie ciekawa co dalej. Ale na drugi tom trzeba było jeszcze poczekać.
Minęło parę dni, wywietrzał mój amok. Zaczęłam trzeźwiej myśleć i doszłam do wniosku, że ta książka to straszna szmira. Ale nie żałowałam, bo świetnie mi się to czytało. Znalazłam nawet ekranizację na jakimś ekinie czy czymś takim i obejrzałam. To był błąd. Nie pamiętam równie koszmarnie zrobionego filmu. Drażniła mnie siermiężność lat 80-tych a tak drewnianego aktorstwa nigdy nie widziałam. Jest tam scena, gdy jedna z postaci pada uderzona. Wygląda to tak, jakby ktoś przewrócił drewnianą kukłę. Ledwie zmęczyłam całość, czułam się zakurzona tym kurzem z poddasza i pełna niechęci.
Mój odbiór książki przez pryzmat filmu stał się jeszcze gorszy.
Kilkanaście dni temu ukazała się druga część, Płatki na wietrze. A ja jakoś zupełnie nie miałam ochoty.
W końcu wzięłam się za nią. I żałuję straconego czasu.
Od początku czyta się źle. Pomijając zupełną nieprawdopodobność, to co się tam dzieje, to jakiś poplątany bełkot. Chaos, brak wątku przewodniego, miotanie się. Kompletna niewiarygodność psychologiczna postaci. Akcja jest śmiertelnie nudna i nie trzyma się kupy.
W kwestii relacji między bohaterami mogłaby posłużyć, jako scenariusz do telenoweli wenezuelskiej czy innej Mody na sukces. Na jednej stronie bohaterka kocha jednego. Dosłownie na drugiej już jest zły i kocha innego. Na trzeciej znów kocha pierwszego a potem okazuje się że nie, bo pojawił się trzeci. Nienawidzi go ale czuje że pokocha i wychodzi za niego za mąż. Chociaż miała za drugiego. Zaraz po ślubie znów go nienawidzi. Bo kocha pierwszego. Drugiego też. Potem mąż umiera a ta wspomina go jako tego, którego kochała. Potem kocha jeszcze kilku innych. Na przemian. Zwariować można.
W kwestii relacji między bohaterami mogłaby posłużyć, jako scenariusz do telenoweli wenezuelskiej czy innej Mody na sukces. Na jednej stronie bohaterka kocha jednego. Dosłownie na drugiej już jest zły i kocha innego. Na trzeciej znów kocha pierwszego a potem okazuje się że nie, bo pojawił się trzeci. Nienawidzi go ale czuje że pokocha i wychodzi za niego za mąż. Chociaż miała za drugiego. Zaraz po ślubie znów go nienawidzi. Bo kocha pierwszego. Drugiego też. Potem mąż umiera a ta wspomina go jako tego, którego kochała. Potem kocha jeszcze kilku innych. Na przemian. Zwariować można.
Nie ma zachowanej żadnej chronologii zdarzeń, wieku i pór roku.
No i dialogi. Sądzę, że w przeciętnym harlekinie są na wyższym poziomie.
Nie było tam ani jednej osoby, którą można by lubić. A główną bohaterkę, egzaltowaną i niezrównoważoną ukatrupiłabym własnoręcznie.
Nie było tam ani jednej osoby, którą można by lubić. A główną bohaterkę, egzaltowaną i niezrównoważoną ukatrupiłabym własnoręcznie.
Męczyłam tą książkę tydzień. Właściwie nie wiem, jak zdołałam skończyć.
To najgłupsza rzecz, jaką przeczytałam w życiu (do tej pory palmę pierwszeństwa w tej kategorii dzierżyły u mnie: Jedyna szansa Cobena oraz Żony hollywood II nowe pokolenie Jackie Collins).
Gdybym czytała to w łaskawszych chwilach, kiedy moje życie byłoby lepsze, jeszcze bardziej żałowałabym straconego na lekturę czasu. A tak, mam tylko ogromny niesmak. I wiem, że na pewno nie sięgną po kolejne części.
Chociaż, mimo wszystko nie żałuję, że przeczytałam Kwiaty na poddaszu.
.