Zdarza mi się czasami natrafiać na jakieś niezwykłości tam, gdzie bym się ich kompletnie nie spodziewała.
Moja mama co roku kupuje wiśnie na przetwory od jednego pana, który ma sad wiśniowy. Zbiera je sobie sama i odbiera zapłatę w naturze, czyli wiśniach ;) W tym roku wzięła ze sobą moja córkę, żeby mała sobie zarobiła. Ja też się z nimi zabrałam, z nudów. Sama nie wiem dlaczego. Nigdy nie znosiłam zbierać owoców a wiejskie powietrze natychmiast mnie usypia.
Pan Gospodarz, z wyglądu typowy, spalony słońcem rolnik, okazał się gościem nie z tej ziemi!
Zaczęliśmy sobie gadać i okazało się, ze regularnie ćwiczy jogę od 15 lat. Ja zawsze chciałam, ale nic mi z tego jak dotąd nie wyszło. A on zaczął jak miał 60 i w tym celu pojechał do jakiejś aśramy w Indiach, żeby uczyć się u źródła. Potem, żeby osiągnąć wyższy stopień wtajemniczenia, odwiedzał aśramy jeszcze dwukrotnie. Opowiadał mi o ważności znalezienia własnych rezonansów przy mruczeniu om i dodatkowych czakramach oraz o mudrach, czyli jodze palców, którą zainteresowałam się jakiś czas temu. Nauczył mnie (kompletny odjazd!) robić ochronne kule energetyczne.
Poza tym, Pan interesuje się sztuką, przyjaźni z artystami i często bywa na wernisażach. Hoduje sobie degustacyjnie, po 2, 3 krzaki, jakieś dziwne rzeczy, np. jagody goi.
Kompletnie niesamowita postać i ma takie horyzonty, że hej. Do tego kompletnie bez przemądrzania się. Fajnie było go poznać. Strasznie lubię takich ludzi!