niedziela, 8 stycznia 2012

Siódemka hurtem.

   Grudzień wykończył mnie całkowicie. To był ciężki okres, w którym na nowo musiałam zdefiniować sobie pojęcie zmęczenia i przesunąc jego granice.

   Uciekłam  bardziej niż zwykle w książki. W grudniu przeczytałam ich siedem. Co przy totalnym braku czasu jest swoistym rekordem. Kilka z nich zasługuje na osobne posty, ale trudno. Napomnknę hurtem. Były to:

   Stephen King- Czarna bezgwiezdna noc. To nie był mój dobry moment na tą książkę, aby ją należycie docenić. Nie mogę powiedzieć że była zla. Chociaż zdecydowanie wolę starego Kinga.

   Anna Fryczkowska- Kobieta bez twarzy. Czytało się dobrze. Wydała mi się jednak bardzo nierealistyczna. Zwłaszcza narracja Michaliny. 10 latka nie może mieć takiej percepcji. To było postrzeganie prawie dorosłej kobiety. Głowna bohaterka trochę mnie drażniła, podobnie jak większość występujących tam osób. A jednak jakiś potencjał w tym był, choć ciężko go zdefiniować.

   Henning Mankell- Piramida. 5 opowiadań z Wallanderem chronologicznie sprzed czasów Mordercy bez twarzy. A więc młody Kurt, poczatkujący policjant w drogówce. Zakochany w Monie i marzący o wydziale kryminalnym. Każde opowiadanie po kawałku przybliża nas do tego Wallandera, którego znamy i pozwala jeszcze lepiej go zrozumieć. Podobały mi się te opowiadania, najbardziej tytułowe. Serdecznie lubię Wallandera i naprawdę, miło było to przeczytać.

   Asa Larsson- I tylko czarna ścieżka. To chyba moja książka roku. Absolutne wzruszenie i oczarowanie. Watek kryminalny- od początku do końca świetna historia. Niemal-saga rodzeństwa Wattrang (skojarzyło mi się z Szybkim cashem Lapidusa)  i Mauriego Ellisa. A wątek Ester- na coś takiego długo czekałam! Kapitalna bohaterka, autorka doprawiła ta postacią książkę w sposób, który czyni ją niezapomnianą. Po skończeniu miałam ochotę przeczytać natychmiast jeszcze raz, chociaż od dawna już tak nie robię. I przeczytałam, chociaż tylko fragmenty. Wiem, że kiedyś do niej wrócę. Nie przypominam sobie też, żebym ostatnio płakała  przy kryminale. Wzruszyła mnie Ester, jej magiczna relacja z matką (śmiejąca się w twarz teoriom Hellingera :) i analogia do samicy renifera z dzieckiem. Bardzo lubię zwierzęce metafory u tej autorki.  No i byłam ciekawa, co u Rebeki Martinsson. Asa Larsson to mistrzyni słowa. Bardzo cenię piękny język i w Czarnej ścieżce napawałam się nim do woli. Chciałabym zobaczyć kiedyś Kirunę na własne oczy!

   Henning Mankell- Powrót nauczyciela tańca. Kryminał bez Wallandera. Zaobserwowałam że wzbudza mieszana uczucia. Podobał mi się o wiele bardziej niż Chińczyk. Ponury, odrobinę za rozwlekły, ale klimat bardzo mankellowski. Policjant Stefan Lindman mógłby się zaprzyjaźnić z Kurtem. Moim zdaniem Powrót utrzymał godziwy poziom.


Ailo Gaup- Podróż na dźwiękach szamańskiego bębna. Rozmyślałam o Czarnej ścieżce Asy Larsson i saamskim wątku i ta książka sama wpadła mi w ręce.
Przeczytałam ją w dwa wieczory. To jedna z najdziwniejszych książek, jakie znam. Współczesne norweskie małżeństwo saamskiego pochodzenia. I facetowi nagle zaczyna się śnić szamański bębęn. Te sny tak nie dają mu spokoju,  że rzuca wszystko i zaczyna go szukać. Sposób narracji jest przedziwny. To co się tam dzieje jest przedziwne. Klimat mitologiczno narkotykowy, chociaż narkotyków nikt nie bierze. To tylko saamskie dziedzictwo wzywa. Książka o poszukiwaniu siebie. Urokliwa i wciągająca. Zapadła we mnie gdzieś głęboko, chociaż nie wiem, czy jako europejka mogę ją całkiem zrozumieć...

   Charlotte Link- Dom sióstr. Myślałam, że to kryminał. Tak wynikało z opisu na skrzydełku. Inaczej pewnie bym nie sięgnęła, bo rzadko czytam obyczajówkę. Wciągnęło mnie, zarywałam noce do 3-4 nad ranem. Genialne czytadło, gdzie jest wszystko. Niemieckie małżeństwo na skraju rozpadu jedzie sklejać to co zostało do angielskiej wioski na wrzosowiskach. Na skutek śnieżycy zostają odcięci od świata. Bez jedzenia, ogrzewania, telefonów. Kobieta szukając czegoś na opał znajduje pamiętnik spisany przez poprzednią właścicielkę domu. Zaczyna go czytać. A tam epopeja na miarę Przeminęło z wiatrem :) Saga rodzinna na tle wydarzeń historycznych, trudne wybory, rozłam, tracenie wszystkiego i zdobywanie na nowo. A na koniec okazuje się, że zakończenie tej historii łączy się z losem tego niemieckiego małżeństwa. Porywająco napisane i już się cieszę, że przede mną kilka książek tej autorki.

   Potem przeczytałam jeszcze Dzwon śmierci- Kerstin Ekman. Chociaż już w styczniu :) Cienka objętościowo, męska, psychologiczna historia z efektem Lucyfera. Przypadkowe zło pociąga za sobą nieprzypadkowe zło i obnaża co siedzi w dobrych na co dzień ludziach, gdy okoliczności staną się sprzyjające.
A wszytsko w głebi szwedzkiego lasu i polowań na łosie.

Teraz czytam Smillę w labiryntach śniegu Petera Hoega. Kupiłam ją już dawno i czekałam na odpowiedni moment. Wolałabym mieć do czytania w tle białą śnieżną zimę, ale skoro jej nie ma, to trudno. Dopiero zaczęłam ale już wiem, że słusznie czułam, że to dobra książka.

4 komentarze:

  1. ja właśnie zabrałam się za "Powrót nauczyciela tańca". Mam nadzieję, że mi się spodoba. Cieszę się, że przeczytałaś "Dom sióstr", też mi się baaardzo podobała;) pozdrawiam, Chiara.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja też się cieszę ;) Bardzo fajnie jest odkryć nowego autora. A jak jeszcze ma się w zasięgu resztę książek to już wogóle super ;)
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. No popatrz, jak różnie można odebrać te same książki:). W sumie zgadzamy się co do Larsson i Link, a Kobieta bez twarzy... właśnie Michalina ma w sobie potencjał, ona jawi mi się jako ktoś z innego świata:).
    A Smilla jest rewelacyjna.

    OdpowiedzUsuń
  4. Michalina mi sie bardzo podobała. Tylko nie bylo mozliwe zeby miala 10 lat z taka interpretacja rzeczy. Faktycznie, nie z tego swiata :) Chociaz to wcale nie musi byc wada. Ogolnie to ta ksiazka mi sie podobala, mimo wszytsko ;)

    Smilla jest fantastyczna. Uwielbiam taki klimat. Skonczylam juz, ale zanim skonczylam, wydzielalam ja sobie prawie, zeby czytac jak najdluzej ;)

    OdpowiedzUsuń

Atak spamu sprawił, że musiałam właczyć weryfikację obrazkową. Mam nadzieję, że nie na długo.