czwartek, 8 sierpnia 2013

The Killing, sezon III


Sam pomysł wyprodukowania 3 sezonu The Killing wydał mi się dziwny, ale radość z możliwości ponownego oglądania pary Linden-Holder w akcji przeważyła i nie kusiłam sie specjalnie o refleksje. W ciągu 4 dni obejrzałam cały sezon, wciągnięta maksymalnie, dopóki nie zaczął się odcinek finałowy. Cos mi wtedy przestało pasować. Oświeciło mnie: przecież to jest zupełnie inna bajka! Nie ma nic z klimatu dwóch pierwszych sezonów. Nie ma twinpeaksowatości, wielopłaszczyznowych bohaterów drugiego planu, plenerów. Właściwie zabrakło całego tła społeczno-obyczajowego. Akcja dzieje się na posterunku, w samochodzie, w więzieniu, w ułamkach na ulicy. Nie ma zazebiających się histori w tle, poza tym, co niezbędne.  I zupełnie inny mrok...

Tym razem Linden i Holder badają sprawę seryjnych morderstw dokonywanych na nastoletnich prostytutkach. Sprawca odcina im palce i zabiera pierścionki jako trofea. Tropy wiodą przez noclegownie Latarnia, prowadzoną przez księdza, mały burdel prowadzony przez rodzinę kochanka matki jednej z ofiar, oraz więzienie, w którym oczekuje na karę śmierci Ray Seward, winny morderstwa żony. Sprawę, przez którą detektyw Linden przeżyła niegdyś załamanie nerwowe (o czym wiemy z dwóch pierwszych sezonów). 

Ogląda się bardzo dobrze, ale nijak ma się klasą do poprzedniej historii. Intryga jest słaba, wcześnie domyśliłam się kto zabił. Zakończenie było w moim odczuciu szyte tak grubymi nićmi, że aż strach. Osoba sprawcy wyskoczyła jak zając z kapelusza, bez żadnego związku z rzeczywistością, prawdopodobieństwa i wiarygodności. Ba, wciąż nie rozumiem dlaczego. Chyba dlatego, że "bo tak", gdyż wyjaśnienia nic nie wyjaśniały. Kompletnie niedopracowane i niewiarygodne psychologicznie, niczym typowa amerykańska produkcja. Nie różniło się od wielu seriali, gdzie wszytsko jest możliwe i na życzenie zdarzają się nieprawdopodobne zbiegi okoliczności. Czytam peany na fanpejdźu serialu na  facebooku i autentycznie dziwię się. Czy oglądający tak bezkrytycznie kochaja Linden i Holdera, że nie przeszkadza im, że stali się oni bohaterami zupełnie innej bajki? A scena finałowa, gdy Linden jedzie z mordercą i chociaż trzyma go na muszce, to własciwie go nie trzyma, tylko wstawia egzaltowane dialogi i płacze- była dla mnie kompletnie zdumiewająca.  To nie tak powinno być!  Serii broni znakomity od poczatku do końca wątek Sewarda. Całkowicie zaskakujący. I ubarwia postac Bullet, młodej zbuntowanej lesbijki, przywołującej skojarzenia z Lisbeth Salander. No i Holder, ach, on mógłby zagrać nawet w Modzie na sukces i wszystko bym mu wybaczyła. Problem w tym, ze ile by nie  było Holdera w Holderze, to i tak za mało, żeby oniemieć z zachwytu nad całością. Moim zdaniem scenariusz był kompletnie do bani. Kolejny produkt identyczny z naturalnym, ale w oryginalnym opakowaniu. Czuję się strasznie rozczarowana jakością, ale wcale nie zaprzeczę, że ogladało się nienajgorzej.  Oprócz ostatniego podwójnego odcinka, który mnie straszliwie roczarował. Chociaż pewnie gdybym nie widziała dwóch pierwszych sezonów byłabym zachwycona.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Atak spamu sprawił, że musiałam właczyć weryfikację obrazkową. Mam nadzieję, że nie na długo.