Prokurator Teodor Szacki jest dla mnie najciekawszym polskim bohaterem kryminałów. Od czasu gdy przeczytałam Uwikłanie, bardzo czekałam na ciąg dalszy. W końcu się doczekałam, choć dłużyło się trochę ;) I, na szczęście, nie zawiodłam specjalnie.
W Ziarnie prawdy trafiamy do Sandomierza, gdzie po konkretnym nagrabieniu sobie w życiu postanowił ulokować się, w zasadzie za karę, nasz bohater. Od razu mamy porządnego trupa, a na kolejne też nie musimy długo czekać. Teodor Szacki tropi sprawcę, co krok trafiając na mylne tropy. Mamy nieźle sportretowane postacie wpływowych Sandomierzan, kolegów i koleżanki z pracy i dość plastycznie zarysowane tło. Malownicze miasteczko aż kipi od romansów, skrywanych tajemnic, nienawiści i uprzedzeń.
Muszę przyznać, że lubię Szackiego, chociaż jest trochę dupkiem ;) Nawet mogę go zrozumieć. Z własnej woli zaprzepaścił wszystko, co ważne. Chwilowo nie ma nic do stracenia, więc w pewnym sensie ma prawo zachowywać się jak idiota. Zresztą to i tak obraca się przeciwko niemu. Chociaz nie wiem, czy na żywo byłabym taka chętna do usprawiedliwiania go. Jestem na takim etapie życia, ze moim ideałem mężczyzny jest ojciec z Drogi McCarthy'ego (choć podobno takich facetów nie ma) ;)
Muszę też odnotować, że parę razy się naprawdę ubawiłam. Np. w momencie, gdy Szacki zastanawia się, co właściwie powinien zrobić, jeśli zostanie poczęstowany haszyszem przez znajomych jednej ze swych dziewczyn.
Bardzo lubie jezyk autora. Jego skojarzenia, metafory i gierki słowne. To wszystko jest naprawdę dobrej jakości.
W ogóle Miłoszewski pisze jak Skandynaw. Skonstruował ten sam typ bohatera, nadając mu całkiem realistyczną osobowość. Myślę, że Szacki świetnie by się dogadał z Wallanderem, Hole'm, Erlendurem i innymi. Z łatwością mogę sobie ich wyobrazić, jak piją piwo w jakiejś knajpie i rozumieją się bez słów ;) I tło, społeczne, obyczajowe, polityczne. Bardzo polskie ale jakoś analogiczne dla tych wszystkich północnych historii. Miłoszewski ma świetne wyczucie tych rzeczy. Chociaż trochę przeszarżował z romansami. Ten z koleżanką z pracy był co prawda godny Blomkvista, ale jednocześnie dość wymuszony i jakiś taki bezsensowy zupełnie.
Ogólnie książka mi się podobała. Czytało się przyjemnie. Owszem, było trochę nużących momentów, zwłaszcza tych publicystycznych. Ale nie na tyle, żeby się tak bardzo czepiać. I niespodzianka: najsłabszym punktem jest zakończenie! Rozwiązanie sprawy było grubymi nićmi szyte i czułam się rozczarowana. Nawet myślałam, że może pod koniec coś przeoczyłam, lub czegoś nie zrozumiałam. Ale i tak wybaczam! I mam nadzieję, że kolejna część ukaże się nieco szybciej niż poprzednia. I że autor będzie wciąż ewoluował, bo potencjał ma.
mnie ta publicystyka łopatologiczna mocno unużyła ale i tak dostał niezłą ocenę ode mnie;) pozdrawiam. chiara76
OdpowiedzUsuńChyba musze siegnac po tego autora,brzmi ciekawie.
OdpowiedzUsuńOctober czytalas moze cos Mari Jungstedt, dzis gdzies trafilam na nia, ale kompletnie nic mi nie mowi.
A mi nie przeszkadza, że autor przemyca w fabule to i owo. Lubię co pisze i jak pisze. I tak naprawdę śmieszy mnie oburzenie władz Sandomierza i obrażanie się na autora. I tu właśnie wychodzi ta prowincja :).
OdpowiedzUsuńMi w gruncie rzeczy tez nie przeszkadzało specjalnie. To było ważne dla zbudowania obrazu całości. Tylko w niektórych momentach chciałam, żeby inne wątki się już działy ;)
OdpowiedzUsuńMiałam tez skojarzenie, że ten antysemityzm to tak jak faszyzm u Skandynawów. Zresztą Ty chyba te z to dostrzegłaś.
I naprawdę, kompletnie nie zrozumiem oburzenia władz Sandomierza.
Melillo, Jungstedt czytałam tylko 1 część, Niewidzialny. Nie powaliło mnie na kolana, ale czytało się w porządku. Pomijając fakt, ze w połowie wiedziałam już kto zabił i dlaczego, bo dokładnie ten sam schemat spotkałam w kilku innych ksiązkach. Plusem były klimatyczne opisy Gottlandii. Ot, taka niezbyt zobowiązująca lektura. Ponoć dalsze części są nieco lepsze.